sobota, 9 czerwca 2012

Kowary-Budniki-Karpacz (Tabaczana Ścieżka)


To był szatański plan, droga, która daje w kość żółtodziobom. Start w Kowarach Górnych o krok od SPA, tam trafiają mięczaki ;) Żądni wrażeń idą czarnym szlakiem wzdłuż Jedlicy, idą a raczej wspinają się zjedzonym przez czas asfaltem. Jedlickie Kaskady nie pokazały się, to chyba spore szczęście ujrzeć je w pełnej krasie. Dojście do Żółtej Drogi, czemu żółtej, nie wiemy, może dlatego, że to żółty szlak? W każdym bądź razie dojście do Żółtej Drogi nie oznaczało końca podejścia. Asfalt zmienił się w kamieniste dno wiosennych roztopów, las wypiękniał, woda pyszna, że trudno, tym lepiej :) Zielono aż oczy się śmieją, cudne są lasy Kowarskiego Grzbietu, piękne i wymagające i pełne owadów :) Rośnie w nich przepiękny maluszek, Siódmaczek leśny z rodziny pierwiosnkowatych, popularny na niżu w górach rzadki. Lubi lasy szpilkowe :) całkiem jak my :) Roślina magiczna dla Słowian, ma 7 płatków, 7 listków i 7 pręcików, liczyliśmy, coś tu się nie zgadza... Ma wybitne zastosowanie przy upiększaniu świata. Siódmaczkowie towarzyszyli nam aż do samej góry, czyli na Okraj, Przełęcz Okraj (1046 m n.p.m.) pomiędzy Grzbietem Kowarskim a Grzbietem Lasockim. Droga wiodąca przez Okraj została wybudowana w 1937 roku, rok później żołnierze Wehrmachtu najechali tędy na Czechosłowację. Obecnie dość często odbywają się tu najazdy turystów, rowerzystów, narciarzy ... Czechy są o krok. Jaremka przez chwilkę nawet zajrzała za granicę, rozejrzała się i stwierdziła, że wybieramy Tabaczaną Ścieżkę, szlak niebieski, wiodący wyżej, zostawiamy na pewniejszą pogodę. Tabaczana Ścieżka to szlak zielony, prosto do Karpacza, dawna droga przemytników szmuglujących w XIX wieku tytoń z Austrii na Śląsk, wędrowali nią do Karpacza, Kowar, Budnik, idąc bogatym w malownicze widoki Kowarskim Grzbietem. Czy mieli czas na rzut okiem na Rudawy Jeremickie, zbiornik Bukówka ? Bez wątpienia:) Widoki same się przed wędrowcami rozpościerają. A przy drodze zakwitło Gogodze, czyli Borówka brusznica z rodziny wrzosowatych. Napar z suchych liści i gałązek stosowany był przy reumatyzmie i kamicy nerkowej, Świeże, zmiażdżone owoce przykładano na oparzenia. Napary z owoców wzmacniają organizm, pomagają na przeziębienie, nieżyt żołądka, dostarczają dużo Witaminy C. Poza tym to smaczny owoc, kwaśnica świetnie nadaje się do dziczyzny. Podobno doskonale smakują borówki kwaszone. A my dalej po śladach przemytników, górą nad Krzaczyną i Jedlinkami, droga wiodła stromo w dół, zimą i wczesną wiosną jest tu pewnie bardzo niebezpiecznie, żegnał nas na skraju lasu, życząc całych kości na dole, dumnie kwitnący Podbiałek Alpejski. Członek rodziny astrowatych, w Polsce występuje wyłącznie w Karpatach i Sudetach. Podbiałek lubi ubogie gleby i iglaki, jest tak wytrzymały, że można go spotkać aż po turnie. Górale nazywają go hurdzykiem, czy to od Hurdać- czyli trząść? Na pewno kamienie hurgotały jak nasza hurma schodziła do doliny. Wyszłyśmy z gęstego lasu prosto na Budniki, dawną górską osadę drwali, miejsce do zamieszkania tyleż piękne, co trudne, zimą całkowicie odcięte od świata. Podobno słońce zaglądało w okna Budniczan zaledwie 133 dni w roku, w związku z tym świętowano tu jego pożegnanie w listopadzie i powitanie w lutym. Historia Budnik pięknie i szczegółowo została opisana na stronie miłośników osady , Można na niej znaleźć stare zdjęcia domów, po których pozostały jedynie fragmenty murów zarośnięte przez nowych Budniczan. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze nie tak dawno to miejsce na swój sposób tętniło życiem, z siłą na jaką pozwalały surowe warunki Grzbietu Kowarskiego. Osada została za nami, wciąż w dół, aż palce bolały, przecinając żółty szlak, prowadzący do Jedlinek, do wody, wytęsknionej już przez Jaremkę. Krótka kąpiel w Malinie i dalej, do Skałki, jednego z dopływów Jedlicy. Koło Skałki w pocie łba pracował koń zrywkowy z bardzo sympatycznym przewodnikiem. Koń potężny i łagodny, cierpliwie ściągał świerkowe pnie i układał wzdłuż szlaku, żeby turystom nie zawadzały, dziękujemy koniku :) Wyprzedzając lekko fakty, koń chwilkę później zakończył pracę i wygodnie na pace ciężarówki pojechał na zasłużony odpoczynek i obiad. Nam nie pozostało nic innego, jak dokończyć wędrówkę Tabaczaną Ścieżką, przeszmuglowane w aparacie wspomnienia uzupełnił widok królowej. Śnieżka górowała nad nami i towarzyszyła do końca trasy. Trochę w cieniu chmur, wciąż niezdobyta przez Jaremkę. Na koniec pierwiosnkowaty kuzyn Siódmaczka, czyli Tojeść gajowa, która podobnie jak Podbiałek alpejski w Polsce występuje wyłącznie w Sudetach i Karpatach, sporadycznie na Kaszubach. Dobrze znosi mrozy i lubi sąsiedztwo zbiorników wodnych. Zaskakujący swym podobieństwem do Siódmaczka, chociaż kwiaty mają mniej płatków to jednak pierwsze wrażenie jest, jakby się żółtą odmianę spotkało. Około 15 kilometrów spaceru, zabawa kolorami, bilansem bieli, nie zawsze z sukcesem :) Jedno jest pewne, bo sprawdzone, to droga dla tych, co lubią ostre podejścia i strome zejścia, kolejne wyzwanie to Skalny Stół, był niedaleko, kusił... Bardzo :)

1 komentarz:

  1. No ładny opis i dobre fotki. Na http://karpacz-szklarska.pl znalazłem równie fajne, może poczytać i tu i tu :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję