środa, 14 sierpnia 2013

Weekend lepszy niż na Bali




Weekend myśliwsko-zbożowo-konny plus biesiada leśna. Wypchany zajęciami jak worek św. Mikołaja prezentami. 
Na początek skoro świt pobudka i do prac gospodarskich albo gospodarczych? W Kole Łowieckim TUMAK. Będą nowe piękne zwyżki. Wyraźnie niewidzialna, niezauważalna, zupełnie transparentna ekipa bez wąsów otrzymała zadanie wyjazdowe, czyli wbicie nowych szczebli w drabince jednej z ambon z widokiem na PGR w Jastrzębniku. 
Zadanie potraktowane bardzo poważnie ze sporą dozą artyzmu. Drugiej takiej ambony na pewno nie ma w całej okolicy. W nagrodę za machanie młotkiem i wyginanie zbyt długich gwoździ spektakl w wykonaniu kozłów, które się rogowały i nawet nie zauważyły, że mają widownie. 
Kania pociła się ale… za cienka na takie odległości. Transparentna ekipa po powrocie dostała nowe zadanie, kulinarne, Pąpiru samodzielnie upiekła kiełbaski dla połowy koła ;) Wyżeł Antoś krążył wkoło tematu…   
No i był jeszcze wiejski piesek kaczawski, machał ogonkiem z progu. Następne w programie było zboże dojrzewające i skoki w wykonaniu Bogusia i Gabry. Barbasia z Jaremką pozowały bez wygłupów. Dróżka wśród kłosów wiedzie do stajni. 
Witold rozziewany upałem udostępniał swój grzbiet bez protestów. Nawet Bogo się załapał, no kto to widział, żeby pies na koniu? :) Jakby to pierwszy raz… przecież Witul i Bogusiek to przyjaciele. Jaremka nie skorzystała, skupiła się na oszczekiwaniu bardzo cierpliwych i wyrozumiałych kopyt. 
Na koniec długiego dnia miłe spotkanie. Wielka miłość MajLo, Tofik, sobie taki wiejski przystojniaczek, rezolutny i pogodny. Cześć, cześć witaj, podogonki obwąchane, buziaki, kółeczka grupowe i do następnego. 
Niedziela zaczęła się otwarciem stolikowego salonu fryzjerskiego, klientka Gabruszka i klientka Barbarella w nowych stylizacjach. Jaremka załapała się na golenie uszu. Trwało to nie dłużej niż msza w kościele po sąsiedzku. 
Potem była Biesiada Leśna w Rzeszówku, wiosce wśród lasów. Już nieco mniej niezauważalna ekipa bez wąsów promowała Koło Łowieckie TUMAK. Impreza na wysokim rzeszówkowskim poziomie. Jaremka postanowiła przespać ją w klatce, bo w całej okolicy roiło się od rozentuzjazmowanych dzieci. 
Gabra odbyła lekcję z wypchanym dzikiem, oszczekała go z pasją, na szczęście mocno trzymana nie chwyciła go za gwizd, a przecież bardzo chciała. Nasza Basia od białego szwajcara dbała o nas i przynosiła smakołyki ze stołów gospodyń wiejskich. Basieńko dziękujemy! 
Pysznie było, chleb ze smalcem, pierogi, pasztet, ciasta… i Twoje towarzystwo. Centrum Kultury, Sportu i Turystyki w Świerzawie ma świetnych pracowników. Weekend dopełniał się w towarzystwie Witolda. Gdzieś tam od Sokołowca klangor żurawi, szczekanie saren, słonko zachodziło, Witold tarzał się w trawie jak źrebak, jaskółki krążyły nad głowami. Jeśli gdzieś jest raj, to musi być w nim tak właśnie.  A gdyby baba miała wąsy to by miała na imię Wojtek ;)        


2 komentarze:

  1. Mimo wszystko, choć troszeczkę rozumiemy potrzebę,
    nie popieramy myśliwych i ich kółek.
    Nigdy nie potrafiłybyśmy zabić z premedytacją żywe stworzenie( oprócz much i os)
    Goska i Kora

    OdpowiedzUsuń
  2. każdy na coś poluje :)osobiście wolę nie spotkać dzika na osiedlu, chcę też jeść chleb z polskiej mąki :) Co do polowań to trudna sztuka, nie dla mnie zupełnie. Pozdrawiamy !

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję