czwartek, 4 lipca 2013

Międzynarodówka szczecińska




Jakie to szczęście, że wsiadłyśmy do właściwego samochodu! O 4 rano różnie może być, zwłaszcza po śnie krótkim jak sukienki Toli z Bolka i Lolka. 
W środku w każdym kątku po psiątku. Border collie Prada, chińskich grzywaczy zatrzęsienie i MajLo. W sumie po psie na rękę. Rąk jechało 6. Ania Lavandula za kierownicą, Magda w roli niani Estragona, który wytrwale prezentował kolacje i śniadania, no cóż zrobić, choroba lokomocyjna i ostatnia para rąk od: 
na wszelki wypadek, podaj, potrzymaj, mapa, gdzie jest mapa, czemu nic nie gra, zdjęcia rób, ktoś coś napisał? Ręcznik!!!! Kawa na tej samej, co zwykle stacji, oswojonej z poranną głupawką. 
Przecież to podróż do samego Szczecina na wystawę MIĘDZYNARODOWĄ, dlatego my wieziemy Szweda, Islandczyka, pół Angielkę, Amerykanko-Holenderkę, pół Rosjanina i pół Czeszkę. Jakby tak głębiej w rodowody zajrzeć to pół świata z nami jechało :) KS Arkona, stadion, znaleziony w mig, nawigacja mapowa, najlepsza. Nie chwaląc się… 
Obecnie wystawy to rozszczekane pola namiotowe, my też miałyśmy namiot. Jaremka w towarzystwie Grzywaczy ćwiczyła życie obozowiska. MajLo wybacza wypłoszkom z Płoszczynki wszystko, nawet wchodzenie na głowę, tak jest w nich zakochana. Król był tylko jeden, jak zwykle, tym razem to Pole, posągowej urody przybysz z dalekiej wyspy. Tradycyjnie wygrali najlepsi, czyli często nasi faworyci, radość i duma a i oklaski! 
Powrót został opłakany łzami ze śmiechu, no bo jak można np. nie wiedzieć od kogo brało się psa? Albo co zrobić na zielonej strzałce? Lub kto w lesie robi ? Jaremka zasnęła, licznik wariował, kierowca wybitny i urodziwy, pędem, raz dwa… mała przerwa na lisa buszującego w śmieciach… lubuskie lasy pachną morzem… i o 22 w domu. A o co chodziło z tym ręcznikiem ? 
Podróże kształcą, podróże z Pąpiru i Anią Lavandulą kształcą mięśnie brzucha i zmarszczki mimiczne. Na koniec pozdrawiamy łosia, który nas ugościł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję