poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Sam na sam z wodą, łąką i miastem

Pierwsza samodzielna lekcja pływania, bez pomocników, wskazówek, cała moja. Woda oswaja się doskonale, zwłaszcza w taki upał jak dziś. Wody nie da się ugryźć, w wodzie należy się czuć swobodnie. Na początek brodzik w strumyku i schłodzenie brzucha, żeby łatwiej było dojść do rzeki. Wszystkie trzy odnogi zbadane, posmakowane i dalej. Ścieżka w wysokiej trawie to tyle bodźców, których nie widać a jedynie słychać albo czuć. Podskakiwanie nie pomaga, ciekawość rozpalona! Wszystko zasłania Wrotycz pospolity! Wielkie żółte kępy pachnące kamforą, trudne do sforsowania dla małych nóżek. Może lepiej się w nim nie bawić za długo, bo cała roślina jest toksyczna, dla bydła trująca. Co ciekawe roślina była stosowana w leczeniu histerii, stłuczeń, reumatyzmie, chorobach skóry. Obecnie jako dodatek preparatów zwalczających wszawicę. W średniowieczu Wrotycz był rośliną przyprawową. Ludowe nazwy tej rośliny to piżmo, przywroteń, wrótyc. Na Wołyniu stosowany wewnętrznie przeciw robaczycy i bólach żołądka, w Krzemieńcu okadzano nim dzieci, które nie mogły zasnąć, w Bronowicach pod Krakowem kąpano się w nim dla wzmocnienia kości ( Adam Paluch - Zerwij ziele z dziewięciu miedz...). Okazało się podczas spaceru, że i u nas swoją inwazję rozpoczęły Niecierpki gruczołowate, w zeszłym roku ich nie było po tej stronie rzeki. Ciekawe skąd przyfrunęły ich nasionka. Te nasze miejskie mają ciemniejszą barwę i zakwitają nieco później od tych z Przesieki. Tak samo jak te górskie rosną wysoko do nieba. W nastroju "wszystko jest ciekawe" DJ dotarł nad brzeg Bobru. Miejsce wielokrotnie sprawdzone przez starszą siostrę Jeremikę oferuje płytki basen, głęboki basen i dość mocny nurt. Z tego ostatniego DJ nie skorzystał, jeszcze nie czuł się na siłach, za to pływanie szło mu świetnie i odkrył w sobie zapał pływacki. I nie da się ukryć, że to braciszek, miny niemal te same :) Ćwiczyliśmy aportowanie patyków, pani poświęciła ubranie i weszła do rzeki, żeby ośmielić malucha. Efekt - radość i kolejne przepłynięte metry! Po kąpieli trzeba było się wysuszyć, najlepiej na świeżo skoszonej łące szaleństw i tarzania się. To jedno z tych pięknych oblicz DJa, okazało się, że to faktycznie szczeniak :) Wesoły, beztroski, roztargniony, szalony, zrelaksowany. Pływać mu trzeba i po łąkach biegać :) I pozować jak na wystawowego pięknisia przystało! Zrelaksowany DJ był gotowy na miejską wyprawę, tym razem na dworzec autobusowy, poszło nie najgorzej! Jak to mówi pani, DJ to łatwy w obsłudze pies :) Teraz kolej na kolej, kino, teatr... centrum. No może przesada :) Pomysłów jest dużo, chęci też, jeszcze nasz maluch zobaczy nie jedno :) Będzie miał co opowiadać mamie! A nasza mama też się dziś kąpała i była u kosmetyczki, podobno dzieci lada chwilka oczy otworzą, musi być piękna na tą okoliczność. Wioletka czyli Padme rośnie, waży już 702 gramy, zuch dziewczyna! Chociaż i tak największym klocuszkiem Paddy czyli Bernisiowy synuś z wagą 774 gramy. Podobno jutro będą zdjęcia !


3 komentarze:

  1. Kochany DżiDżi :)
    Ale muszę przyznać, że na niektóych zdjęcia wygląda jak Jeremika.
    A może to aparat ma wgrane pozy i tylko zmienia kolorystykę :)
    To był dobry pomysł z tym obozem wędrownym :)
    Joasi ma swojego Cardigana a DJ wielką przygodę.
    Dzięki Joasia.
    Misa za to uwielbia przesiadywanie w oknie na tarasie i obserwowanie okolicy bez dopytywania się Zulusa - co tam słychać za oknem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ależ nie ma za co, my tu się doskonale bawimy we trójkę :) a spacery z Dzidziuchem to wielka przyjemność, szkoda tylko, że taki upał, ale.... może będzie ten drugi turnus wrześniowy, ja chętnie, bo uwielbiam tego malucha i jeszcze tyle chcę mu pokazać !

    OdpowiedzUsuń
  3. i faktycznie czasem na niego patrzę i widzę Jeremiksa ! A może Kuleczkę, tylko jej tu na koloniach nie miałam :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję