niedziela, 4 listopada 2012

Michałowce - Jagniątków - Cicha Dolina


 Trochę nieśmiało wybieraliśmy się dziś na spacer w górski las. Niebo kapryśne, pachniało deszczem, słonko lekko niemrawe. Kto z cukru został w domu. Jaremka zaprosiła do lasu TomToma, żeby sprawdzić, czy się nie rozpuści jakby co :) W autobusie miła niespodzianka, Kora z Gosią i Jankiem. Okazało się, że też zaplanowali niedzielę gdzieś między Michałowicami, Sobieszowem, Jagniątkowem, Piechowicami… jeszcze nie wiedzieli dokładnie. Kora z Jaremką uprzejmie znosiły swoją obecność w autobusie, pozbawione kagańców nadal zachowywały się jak na koleżanki przystało. 
W Michałowicach rozstaliśmy się, drużyna Kory obmyślała plan spaceru. My ruszyliśmy w stronę Trzech Jaworów mijając neobarokową architekturę Michałowic. Trasa do Jagniątkowa wiedzie wygodną drogą wśród przepięknych lasów. Dzisiaj w kolorystyce dominowały modrzewie, żółcące się jasnymi plamami na tle świerczyny. Przed nami wysoko przyprószone śniegiem Śnieżne Kotły, Łabski Szczyt, Wielki Szyszak a w oddali całkiem już biała Śnieżka. Ledwo dwa tygodnie temu byliśmy tam na górze i cieszyliśmy się z pięknej słonecznej, letniej pogody. Na krótko ugościła nas Polana Widokowa, czas na wizję nieba i czyjąś nutę silnego związku z pogodą. 
Jaremka szalała w pogoni za latającymi patykami. Polana Widokowa od dziś nam się będzie kojarzyć z uciekającą bezgłośnie sarną i Libercem.   
Chwila na nasycanie się pejzażem i urokiem chwili. Potem szybko minęliśmy Sośnik i Grabowiec. Grabowiec twierdza Puchacza, mało przyjazna, jakby skrywała jakąś mroczną tajemnicę otoczoną prądem. 
Przed wejściem do Cichej Doliny Jaremka wykąpała się w kałuży, wszak strome zejście do doliny kryjącej najstarszą na Śląsku hutę szkła to wydarzenie. Od XIII wieku rozwijało się w Quirltal szklarstwo, istniały tu huty wędrujące, które przesuwały się w kierunku obecnego Piastowa. 
Pewnie nie umknęło to uwadze Goździeńczykowi pomarszczonemu, który przycupnął przy drodze. Nasz gzrybowy okaz trochę się spóźnił, zwykle pojawia się od sierpnia do października, pewnie ciepła jesień sprawiła, że wydłużył okres wegetacji. Występuje pospolicie na niżu, w górach rzadko i jest jadalny, w smaku delikatny ale mało wartościowy.  Krótki popas urządziliśmy sobie w sercu Cichej Doliny, pod dachem :) 
Jaremka nastraszyła turystkę, było też stłuczone kolano i drugie śniadanie. Razem z nami była też Wisława Szymborska, która tak radośnie pisze o czystym sumieniu zwierząt i wytrwałym milczeniu roślin. Chmurom poświęciliśmy chwilkę, tym co nic nie muszą :) Jak łatwo niektórym przychodzi opisanie tego co istotne w najmniej zauważanym. Trochę w błocie zeszliśmy do Piechowic. Minęliśmy sztolnie, wykute przez jeńców wojennych, więźniów niemieckiego obozu w Borowicach. Dziś to dom dla nietoperzy.  W Piechowicach cisza i niedzielny spokój, autobus za ho ho. Na szczęście blisko stąd do Sobieszowa, więc zamiast narzekać i czekać poszliśmy dalej. Tam już na nas czekała siódemka. Przeszliśmy trasę idealną dla tych co lubią las, ciszę, wygodne drogi i małe różnice wzniesień. Na taką kapryśną pogodę to dość dobry wybór, na takie towarzystwo każdy wybór jest trafny. Ciekawe dokąd prowadziły niedzielne ścieżki Gosi, Janka i Kory?

2 komentarze:

  1. Faktycznie Grabowiec(dawniej rezydencja Bismarcka) jest twierdzą bardzo nieprzyjaznego Puchacza. W zeszłym roku ochrzanił nas za brak wychowania za to, że usiedliśmy na skałach za blisko jego domostwa i opalającej się jego rodzinki. Odparliśmy atak twierdząc, że góry zawsze w Polsce były dla wszystkich. A jeśli chodzi o wychowanie to powinien się uczyc od nas...
    Cóż, są ludzie i ludziska...

    OdpowiedzUsuń
  2. Poszlismy tak
    Kociolki, Zloty Widok, kamieniolom i Piechowice Gorne
    Jakis....zamalowal na bialo niemieckie ponad 100+letnie literki i dal polskie napisy. Nie wiadomo czy to nie jest ponowna akcja polonizacji Dolnego Slaska..
    Goska i Kora

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję