Łatwiej nam wejść na
góręgórę niż wstać przed słońcem. Sowa mówi nie nie nie a skowronek zachęca.

Tym razem skowronek miał więcej argumentów. Po ciemku po cichu po nocy jeszcze,
niby strach, bo przecież złe rzeczy zwykle wyobrażają się jak nic nie widać.

Straszne straszności tego przedranka na nasze szczęście przytuliły się do sowy,
bo po co im tak po ciemnicy trwożyć, no po co ?

Nikt nas w Jagniątkowie nie
witał, wszystkie psy stróże spały smacznie, bo komu by się chciało? No komu ?
Przecież w sobotę to się sprząta, pierze, zapełnia lodówki no ewentualnie
grzyby, ale przecież nie przed słonkiem… Dzień jak to dzień, jak to dzień nie
zaspał, wstał zgodnie z planem obrotu wokół najbliższej gwiazdy.

Słońce jak to
słońce wyszło, wzeszło, najpierw pomalowało na różowo, potem na pomarańczowo,
złoto, wyostrzyło krawędzie Śnieżnych Kotłów, las pokolorowało z zewnątrz.

Do
środka się nie pchało, niech no sobie ściółka jeszcze pośpi, poleniuchuje, póki
jeleń ryczy to nie ma co tak wszystkiego pokazywać… Las lubi sobie pospać
dłużej niż łąka. Las nie zrywa się ze snu, budzi się symfonicznie,

najpierw
szybka, radosna sonata ptasia, potem zwalnia, kolejne głosy ptasie, wesoły
żwawy chór a na koniec wariacja, bo oto nowy dzień, tyle pracy i zamętu,
krzątaniny. Tereny podmokłe są bardziej ociężałe, kraina miękkich poduszek,
leśny nokturn.

Nieliczne światła, jednolity ton, to pewnie tutaj noc przesypia dzień.
MajLo mówi, że tu pachnie jakąś
tajemnicą, czuły nos wskazuje, że tam w półmroku coś jest ale to coś wcale nie
pachnie jak zachęta.

Może czarny zwierz tam siedział, kto wie, czarny zwierz to
dla Jaremki czerwone światło. Jaka szkoda,
że nie było z nami Bogusia i Gabry, ta foksia para na pewno by wyjaśniła
zagadkę bagniska.

Co nam las dał, oprócz
malowniczych wrażeń w pierwszych promieniach… na obiad nam podarował Opieńki
ciemne w sosie śmietanowym, palce lizać plus koperek.
W drodze powrotnej wykryła nam się
przedeptana żelazkami polana z widokiem na Garbowiec, ten już się stroi
jesiennie.

Jaremka prowadziła. Pewnie sobie dokładnie poczytała kto tu był
przed nami. Po lekturze czas na zabawę, to samo miejsce co przed wschodem, łąka
już nie taka tajemnicza a i góry mniej blisko. Skoro już tak wszystko widać to
można zwyczajnie poszaleć.


Zegar mówi czas do domu. Żegnał nas emerytowany
jagniątkowski jamnik nastawiony przyjaźnie zabawowo. Tyle razy tu byłyśmy a
nigdy wcześniej nikt nas tak wylewnie merdaniem ogona nie żegnał. Warto czasem
nie posłuchać sowy :)
OdpowiedzUsuńPiękne są te zdjęcia zaraz po świcie :))
Pozdrawiam serdecznie :-}
pięknie nam tam było, tak świtajnie :) pozdrawiam ciepło
Usuń