niedziela, 30 marca 2014

Wybitnie leniwa sobota



Zupełna zmiana scenografii, zdjęto zimę, teraz będzie próba kostiumowa lata. 
Leniwie się zrobiło w związku z tym i delikatnie plażowo. Mieszkańcy Ostoi, z wyjątkiem zawsze nadaktywnej Cici nie marnowali energii na euforię. Kolektory ciepła, Sjena i Szakar Szakur wygrzewały się w słonku. Cicia nie, Cicia przeżywa swoją pierwszą wiosnę z absolutnie kocięcym entuzjazmem. 
Poza tym to mistrzyni terroru psychicznego i kocica nie do zdarcia. Jak do tej pory nawet kolosy molosy ustępują jej pola. Bo taka jest mała, maleńka, to szkoda, żeby było jej smutno i źle. 
Przed wizytą w lecznicy Jaremka z Gabrą udawały ptaki brodzące w polnym basenie, woda ciepła, czysta, dwa razy nie trzeba zapraszać. 
Bez zbędnego pośpiechu dotarliśmy całą szóstką pod Koziniec, okazało się, co widziały na pewno i na trzeźwo dwie osoby, że pod Kozińcem mieszka Pan Bażant, wcześniej był widziany tylko śladowo na błocie. Takie spotkanie należało solidnie przeleżeć na słonecznej łące. Grupa lubiechowska kopała, MajLo pilnowała, żeby Barbara za blisko nie podchodziła. 
Ach ta szorstka przyjaźń. Sarniaczek przebiegł nieopodal, sensacji wielkiej z tego powodu nie było.  Wygrzewki, wyleżki, leniuszki, nie skore ganiać, no chyba, że Boguś, tak tylko, żeby zachować myśliwską twarz, lecz nie za długo gonił. 
Jak już głupio było tak tylko leżeć i wygrzewać się jak jaszczurki na kamieniu, ruszyliśmy na Koziniec, drogę wybrała Pąpiru, spontanicznie przez dzikie róże, żeby nie było tak znowu gładko i bez wrażeń. 
Buczynowe liście po niemal bezśnieżnej zimie zachowały jesienny koloryt i obfitość, można w nich pływać, jeśli tylko taka wola. Na Kozińcu pusto, żadnych spraw miłosnych tym razem nie było, wszystkie kąty wyłącznie dla nas. Boguś przewąchiwał kociołki podnosząc ciśnienie innym i uaktywniając być może gruczoły apokrynowe u Pąpiru. 
Kozica z niego. Najpierw było stromo pod górę, potem ostro w dół, taki jest właśnie Koziniec, niepozorny wyciskacz z gruczołów ekrynowych. Dla pewnych widoków warto się spocić, takich właśnie z Kozińca na Góry Kaczawskie i Maciejową. Sobotnie zmęczenie było z góry zaplanowane, zwłaszcza dla Gabry, bo po spacerze zmienić miała szatę z użytkowej na wystawową i tak się stało.

2 komentarze:


  1. Ładny widoczek na tą osadę z tej górki :) Sporawe wzniesienie :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. wzniesienie takie niby nic a potrafi zmęczyć, za to pastwisko u podnóża idealne do poleniuchowania i poobserwowania Myszołowów kołujących nad okolicą, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję