wtorek, 10 września 2013

Petrowka vs Biały Jar, 20 km medytacji :)




Petrowka, którą czasem zdarza się przeklinać w trakcie i zastanawiać, po co znów się ją wybrało a na koniec jest się wdzięcznym za jej morderczą konsekwencję, że dała w tyłek jak zwykle ale nie była silniejsza. 
Jaka drzemie w niej tajemnica, to przecież tylko jakieś 5 km i podejście na 600 m różnicy poziomu, żadna wspinaczka ani walka o życie. Za to ciągle pod górę i ani metra płaskiego. Tak się zaczęła niedziela. Z Jagniątkowa, który jest dzielnicą Jeleniej Góry, zatem my to administracyjnie jednak górale. Bycie góralem zobowiązuje do lubienia pod górę, im bardziej w kość, tym większa złość i się nie damy. 
Latem Petrowka jest mało urokliwa, chociaż i tu znajdzie się całkiem świeże miejsce nad pysznym dopływem Sopotu, wywęszone pragnieniem. Po takim orzeźwieniu całkowitym na Hutniczy Grzbiet idzie się z nową siłą. Pierwszy prawdziwy odpoczynek na podmokłej łące, za plecami ruiny Petrovki, smutny fundament na żółtym placku łąki, 
spokojnie można to oglądać dopiero z dystansu. Przed nami kolejne punkty wycieczki, Odrodzenie, 
Mały Szyszak i widoczny punkcik na horyzoncie, czyli Słonecznik. Z mokrymi tyłkami, wygodnym, dość płaskim Głównym Szlakiem Sudeckim, idąc-odpoczywając po diablicy Petrowce, prosto do Odrodzenia. 
Wreszcie można zerknąć na resztki po spalonym schronisku, to wciąż smutny widok dla tych, którzy pamiętają jego urodę. Dokładnie tam byłyśmy przed chwilą. 
Koniec płaskiego, teraz kamienie, kamienie, kamienie i znów pod górę zboczem Małego Szyszaka (1435 m n.p.m.)po prawej i Tępego Szczytu (1385 m n.p.m.) po lewej; oba zbudowane z granitu karkonoskiego, częściowo porośnięte kosodrzewiną i pokryte gołoborzem. 
Kamienne morze przejść nam przyszło. Zachodnie stoki Małego Szyszaka poprzecinane są dolinami potoków, jaka to miła niespodzianka w upał. 
Dostawa świeżej, zimnej wody. Za nami na horyzoncie podmokła łąka i Bażynowe Skały, przed nami Kocioł Smogorni po lewej, po prawej Smogornia (1489 m n.p.m) a w oddali na horyzoncie już trochę większy Słonecznik. 
Czujne oko Kanii wypatrzyło Kopciuszka zwyczajnego z rodziny muchołówkowatych. Kopciuszki lubią wysokie góry, chociaż występują też licznie w skupiskach ludzkich. 
Maleństwo, ważące do 18 gram jakoś sobie radzi z porywistymi podmuchami wiatru i surowymi warunkami Karkonoszy. To pewnie z miłości do rumowisk skalnych przywiązany jest do tej okolicy. Maleńki punkcik na horyzoncie wyrósł w 12 metrową grupę skalną Słonecznik, obsiedli ją turyści, amatorzy niedzielnej wspinaczki i obłapiania granitowych ostańców. 
Za głośno, za tłoczno my dalej, ten zielony grzbiet to nasza droga, Śnieżki przedstawiać nie trzeba :) Nad Kotłem Wielkiego Stawu też tłoczno, aż trudno o ujęcie, więc kiedy indziej i przed siebie. 
Jaremka pierwszy raz z góry spojrzała na Mały Staw i Samotnię, wiatr od dołu musiał coś nieść, bo stała i stała i wystała kolegę Gończego polskiego. Spotkanie na bardzo wysokim poziomie, dżentelmen pozwolił się owarczeć i cierpliwie znosił kłapnięcia.  Gdyby nie sąsiednia przepaść stroma kotła polodowcowego, głęboka na jakieś 200 m to by i jakaś szalona zabawa była…  Grzędy skalne, żleby, stożki piargowe, wszystko widać jak na dłoni, podobnie jak schronisko Strzecha Akademicka malowniczo położone na Polanie Złotówka. 
Dwa zakręty w lewo, pierwszy przy Spalonej Strażnicy i zejście na niebieski szlak, zaczyna się schodzenie… drugi przy orczyku Złotówka i raz dwa w mig to co było daleko stało się pod nosem. Strzecha tradycyjnie obficie zaludniona, co nie dziwi, bo pogoda słoneczna a na dodatek to chyba najłatwiej dostępne schronisko w Karkonoszach. 
Oczywiście dla tych co nie wybierają wyciągów. MajLo mówi nie, nie zostajemy, za dużo dzieci! Żółtym szlakiem do Białego Jaru. Za nami, daleko daleko, na lewo od wygiętego od wiatru Jarząbu pospolitego Słonecznik, aż trudno uwierzyć, że znów tak daleko jak daleko był od podmokłej łąki…   
Biały Jar, byliśmy tu z wesołą ekipą Pąpiru tak niedawno ale w drugą stronę… ta droga stromo w dół to ostatni kawałek naszej wycieczki. To na tym szlaku można się nasłuchać narzekań i pytań, czy daleko jeszcze. Nikt nie ostrzegł, że to niemal 500 podejścia/zejścia na odcinku 4 kilometrów i podobnie jak Petrowka nie ma tu ani kawałka płaskiego, za to kamienie, kamienie, kamienie. Krótkie łapki pokonały 20 km niełatwej trasy, w sumie niemal 1200 m podejść i 1000 zejść w czasie prawie 5 godzin, bez marudzenia, bez awantur. MajLo wreszcie udowodniła, że smycz jej się w górach nie należy. W końcu to wolny pasterski górski duch ją prowadził. Szczegóły jej dokonania w liczbach tutaj. Acha i tym razem w konkursie Petrowka –Biały Jar zwyciężyła ta pierwsza. Łatwiej jest stromo podchodzić niż stromo zbiegać, chociaż to drugie to też niezła adrenalina.

1 komentarz:

Dziękuję