czwartek, 16 sierpnia 2012

Święto plonów po izersku

W Święto Matki Zielnej, Matki Korzennej, Matki Znakomitej, w dzień Zaśnięcia Boskiej Rodzicielki zorganizowaliśmy sobie uroczystą ziołową, zieloną wycieczkę pielgrzymkę w Izery. Po ostatniej Pąpiru czuła lekki niedosyt, więc tym razem zatoczyliśmy wielkie, może nawet 20 km koło. Zaczęło się na Polanie Jakuszyckiej od konstrukcji fankoka a'la Mała Mi. Nosicielką została Pąpiru. Zupełnym przypadkiem wymyśliliśmy nowy rodzaj turystyki górskiej, czyli kałing. Wystarczy pies, worek i można zaczynać trening. Nasz pierwszy rekord z Polany do Orlego. W nagrodę złoty napój dla zwycięzców. Ale ale, po drodze był potok Płonka i pierwsze wyczyny Gabry, czyli zjazd do wody na brzuchu. Ciotka Jaremka zabrała koleżankę na torfowisko, pod łapkami miękki mech wody pełny i oczka z pyszną wodą. Sarny też lubią sobie popatrzeć na Płonkę z góry, zostawiły Gabruni pyszne dropsiki :) Po krótkiej przerwie na odśpiewanie zielnej litanii szło się jeszcze weselej :) I znów nasze wygniecione miejsce nad potoczkiem z widokiem na Stację Turystyczną Orle. Foksiki w osobach Bogusia i Gabry zdrzemnęły się. Jaremka czuwała, pobrzękiwała na widok każdego, kto by się miał ochotę do śpioszków zbliżyć. Po konsumpcji złotych nagród i nagród specjalnych poszliśmy ścieżką dydaktyczną Modelu Układu Słonecznego, mijaliśmy kolejne planety, dyskutowaliśmy o kolejnej dyscyplinie, czyli mikstet synchroniczny Fe i szarpnięcie. Zasady tak skomplikowane, że aż nie sposób wyjaśnić. Ale nasza dwójka Pąpiru i Laurentus właśnie zaczyna trening. Przerwa techniczna spowodowana ucieczką Bogusia i wizytą w Izerze. Gabrunia się przepięknie skąpała i jeszcze urodziwiej zaczepiała turystów wzbudzając niekłamany zachwyt. Cóż się dziwić, istna uwodzicielka, na dodatek natura obdarowała ją urodą godną najwyższych ocen. Jaremka w tym czasie popływała. Pływanie zdecydowanie relaksuje MajLo a w Izerze to sama rozkosz. Futerko przeprane, idziemy dalej. Przez Kobylą łąkę, przecinając rezerwat Torfowiska Doliny Izery, mijając pozostałości wioski Groß-Iser po polsku Skalno, smutne fundamenty domów... dotarliśmy do Chatki Górzystów. Jedyny budynek, który przypomina czasy świetności osady, dawna szkoła a obecnie schronisko i miejsce, gdzie wielu turystów zatrzymuje się na odpoczynek. Schronisko pustelnia, nie ma tu prądu, toaleta na zewnątrz a wodę pobiera się ze strumienia. Serce Izerskiego Parku Ciemnego Nieba i obok Orlego najprawdopodobniej najzimniejsze miejsce w Polsce. Zaledwie dwie noce temu zanotowano w tej okolicy temperaturę -1,7 stopnia C. Kiedyś mieszkali tu pasterze, pracował młyn wodny, wystarczy trochę wyobraźni, żeby zobaczyć jak pięknie się tu żyło i jak ciężko...W 1945 roku wysiedlono mieszkańców, teren zajęły Wojska Ochrony Pogranicza, Hala Izerska opustoszała i ucichła. Dzisiaj znów tętni życiem ale to nie to samo życie, które zapoczątkował tu w 1630 roku Tomasz, uciekinier religijny z Czech. Mała Syberia, dom pasterzy, rybaków, kłusowników, prząśniczek, serowarów, drwali, szendzielorzy... Jaremka od myślenia o tych stadach pasących się na Hali zasnęła, pewnie śniła, że to ona nimi kieruje i szczeka im ścieżki do soczystej trawy i odgania od bagnisk... Siną Drogą dotarliśmy do Rozdroża pod Cichą Równią. Potem powtórka z niedzieli i wędrówka Dolnym Duktem Końskiej Jamy na Polanę do Cienkiego. Gabra nie dość, że się nie zmęczyła to jeszcze uporczywie dokuczała Bogusiowi. Jak zmęczyć to maleństwo... Może pora w Alpy? Matka Korzenna podarowałam nam piękną pogodę i wesoły dzień :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję